31 maja 2014

Strawberry fields smoothie

Przygoda z byciem na surowo trwa w najlepsze. 
Wciąga!

Dziś prosto i przesmacznie. Truskawki i banan.
Słodko, kremowo, pysznie. 
Latem w to mi graj!



nie ma lepszej przystawki niż świeże truskawki!

  • 6 dużych, dojrzałych bananów, zmrożonych
  • 1/2 kg truskawek
  • 250 g szpinaku
  • pół lub cała główka sałaty
  • cynamon
  • po czubatej łyżeczce kakao (surowego) i karobu
  • opcjonalnie: łyżeczka białka konopnego/spiruliny
  • woda (jeżeli preferuje się bardziej płynną konsystencję)
 Wszystko zmiksować. I już! Voila, smoothie gotowe. Najlepiej zjadać od razu. Idealne orzeźwienie na czas zbliżających się upałów.

21 maja 2014

COCOA. Recenzja czekolady.

Nigdy nie udało mi się wygrać. Brałam udział w niezliczonej ilości konkursów, najróżniejszych akcji i innych takich, i nic. Moje usilne działania i przekonanie, że "tym razem na pewno się uda!" kończyły się kompletnym fiaskiem. I tak mijały lata i rosło pesymistyczne nastawienie do życia. A tu nagle okazuje się, że najlepsze i najbardziej nieoczekiwane niespodzianki przytrafiają się człowiekowi, gdy stuknie mu już ćwierćwiecze. To tak na pocieszenie - nie dajcie się zwieść przekonaniu, że człowieka nic już nie czeka po przekroczeniu tej cudnej-nie-cudnej liczby.

A przechodząc do rzeczy. Pewien czas temu wzięłam udział w konkursie organizowanym na blogu Facet i kuchnia Laureatów czekała słodka niespodzianka - losowy zestaw surowych czekolad i owoców w czekoladzie Raw Cocoa. Jako miłośnik tychże słodkości i ja przyłączyłam się do wszystkich konkursowiczów, choć przyznam bez bicia, że bez większych nadziei na wygraną. Ot tak, trochę z czystej przekory, a trochę z nastawieniem, a "nuż się uda!". I faktycznie, udało się. Słodką paczkę otrzymałam niedługo po ogłoszeniu wyników, a na zawartość paczki złożyły się dwie czekolady i trzy opakowania bakalii w czekoladzie.

Sesja mnie goni, na głowie pełno egzaminów, życie towarzyskie leży i kwiczy. W takich warunkach trudno o obmyślanie nowych przepisów, więc żadnych nowości nie mam w zanadrzu. Ale, ale, stwierdziłam, że to byłoby przekropnym fauxpax, delektować się produktami tej kategorii i nie podzielić się wrażeniami. Dlatego dziś rozpoczynam wpis z serii "a jak smakuje...?", którą oficjalnie otwiera recenzja czekolady Raw Cocoa o smaku cappuccino migdałowym z morwą.

zdjęcie pochodzi ze strony producenta

Tabliczka jest niewielka, bo liczy sobie raptem 50g, ale mi taka gramatura całkowicie odpowiada. Opakowanie prezentuje się elegancko - wykonane z gładkiego kartoniku, o wyważonej kolorystyce, wygodne w otwarciu. 
W myśl zasady, by nie oceniać książki po okładce, logiczne jest, że liczy się wnętrze. Zatem do sedna.
Czekolada ma intensywny zapach. Bardzo ładnie pachnie. W strukturze jest krucha - łamie się z głośnym, wyraźnie słyszalnym trzaskiem. Trudno się topi, jest zwarta i dosyć twarda.
W smaku - intensywny, głęboki aromat gorzkiego kakao, z mało wyczuwalną nutą słodyczy. Dla mnie działa to tylko na plus - czekolada jest wytrawna, ale jednocześnie charakteryzuje się subtelnością. Aromat kakao łamie delikatny posmak kawy, który w połączeniu ze słodką morwą stwarza bardzo udaną kompozycję smakową. Powiew świeżości w świecie czekolad. Prezentowana wersja trafiła w moje gusta tym bardziej, że nigdy nie przepadałam za czymkolwiek, co było zabarwione i wzbogacone dodatkiem kawy. O samej kawie nie wspominając. 

Świetnie nadaje się do delektowania. Choć ja ze wstydem przyznam, że w ramach delektowania się zjadłam całą tabliczkę na raz. Tak bywa. Jedno jest pewne - taka ilość w zupełności wystarczy, by być na pełnych obrotach przez cały dzień. Dzięki zafundowaniu sobie takiego boomu udało mi się pobić rekord czasowy, jeśli chodzi o szaleństwo rowerowe. 

Podsumowując - czekolada warta swojej ceny. Choć wszyscy ci o wyjątkowo słodkim zębie, którzy w łakociach cenią sobie przede wszystkim intensywność słodyczy, mogą czuć niedosyt z powodu wytrawnego charakteru tej czekolady. Moim zdaniem warto spróbować i przekonać się, że to nie na stopniu słodkości zasadza się smak. Jeśli o mnie chodzi - w czekoladach Cocoa odnalazłam to, czego od dawna poszukiwałam w czekoladach. A choć moim faworytem z dostępnych na rynku wariantów smakowych jest zupełnie inna wersja smakowa (o czym już wkrótce), to zachęcam przede wszystkim miłośników kawy do wypróbowania Cocoa migdałowego cappuccino z morwą.

Skład: surowe ziarno kakaowca*, cukier palmowy*, masło kakaowe*, migdały (9%)*, morwa biała (2,8%)*, kawa mielona (0,5%)* zawartość kakao 55% 
* składniki pochodzące z upraw ekologicznych 

Bo czasem dobrze pozwolić sobie na namiastkę luksusu :)

15 maja 2014

I am banana!

Człowiek banan, to ja.
W stawianiu pierwszych kroczków w przygodzie z surowizną, banan jest mym największym przyjacielem. Towarzyszy mi dzień po dni. Każdego ranka, na wpół automatycznie, na wpół nieświadomie, sięgam po całe kiście bananów i wpompowuję w siebie olbrzymią porcję bananowych ichmościów. I wcale, a wcale mnie to nie nudzi. 
A choć czeka mnie jeszcze długa droga, by wprowadzić pewne nawyki na stałe, to już na tym etapie wiem, że bez banana ani rusz. Moje nowo motto - banan w brzuszku, banan na twarzy. 

Banan sprawdza się wszędzie. Przekonałam się o tym w czasie ostatniej podróży - choć na jej czas o blenderze mogłam zapomnieć, to w ramach rekompensaty za bananowe smoothie służyły mi torby wypchane bananami. Tym samym Czita zdobyła stolicę dawnego imperium i w pełni sił wróciła na swoje włości. Słowem: Banana is my new name/friend! (niepotrzebne skreślić).


 ulubione, zielone. W wydaniu "bądź jak Popeye!"

Sesja za pasem. Czasu tak mało, tak dużo do zrobienia. Dlatego dziś sensownego przepisu nie będzie - w jego zastępstwie zachęta do zielonych smufi (zaczyna podobać mi się ta nazwa!). Po pierwsze - najlepszy sposób na przemycenie nieprzyzwoitych ilości zieleniny za jednym podejściem. Po drugie - sam kolor cieszy. Po trzecie - możesz jeść, ile chcesz. No limits. Po czwarte - są słodkie. Wciągnij takie porządne smufi rano, i o słodyczach z pewnością zapomnisz. Po piąte - dają kopa. Padłeś? Powstań - to najlepsza gwarancja. Po szóste, w czasie szamy możesz śpiewać bananową piosenkę.


Zatem nie daj się oprzeć.Skuś się na banana!

3 maja 2014

Witariański marchewkowiec.

To był prawdziwy debiut!

Z niecierpliwością czekałam na rozkrojenie i ułożenie pierwszego kawałka na talerzyku. Nie dlatego, żeby samej spróbować, tylko aby zobaczyć na własne oczy reakcję domowników. A to z tego powodu, że po raz pierwszy, w ramach Świąt Wielkiej Nocy, przygotowałam na świąteczny stół witariańskie ciasto z prawdziwego zdarzenia! Z dumą i satysfakcją mogę stwierdzić, że eksperyment był udany i przerósł moje oczekiwania - spośród wszystkich słodkości piętrzących się na stole, to właśnie to ciacho stanęło na podium i zostało okrzyknięte mianem "najlepsze i najbardziej zaskakujące łakocie króliczej fabryki czekolady".

O tym, jak bardzo pękałam nie tyle z dumy, co ze szczęścia (z wygranej!) może świadczyć to, że nigdy jeszcze nie doświadczyłam tyle radości ze pstrykania fotek swoich tworów. Pierwszy raz zdarzyło mi się czerpać tyle satysfakcji z zabawy akcesoriami i kompozycją, a choć mój zmysł fotografii jest zerowy, to tym razem amatorszczyzna i moje dwie lewe ręce ani przez moment nie były mi ciężarem!

A więc do dzieła! Nie obawiajcie się zadziwić swoich ziomków i już teraz weźcie się do pracy. Miny wszystkich częstujących się takim ciachem są widokiem bezcennym, więc po cóż zwlekać?

Opierałam się na przepisie z bloga VI&RAW, wprowadzając drobne modyfikacje. Za inspirację serdecznie dziękuję, a po oryginalny przepis odsyłam tutaj: klik w link


Ta-dam!
..a tutaj już na świątecznym stole.

..i w przybliżeniu!

  • 2 szklanki wiórków kokosowych, zmielonych na mąkę
  • 20 niesiarkowanych suszonych moreli
  • 1/2 szklanki niepasteryzowanego miodu/syropu z agawy/ syropu klonowego
  • 2 szklanki pulpy marchewkowej (wykorzystałam wytłoczyny po przyrządzeniu soku)
  • 3 pełne łyżki kakao
  • 2 łyżki oleju kokosowego
  • szczypta soli i odrobina cynamonu
  • chlust mleka kokosowego
  • opcjonalnie: jagody goji
Morele namoczyć w mleku kokosowym, odstawić do napuchnięcia. Mąkę kokosową zmieszać z pulpą marchewkową, kakao, miodem. Zmiksować morele na aksamitną pastę, dodać do części marchewkowej wraz z olejem kokosowym, solą i cynamonem, zagnieść na jednolitą masę. Dorzucić goji lub innych bakalii, zagniatać dodatkowe 3 minuty. Wyłożyć na foremkę, uklepać i wyrównać. Odstawić na kilka godzin, najlepiej na całą noc, do lodówki.

Ciasto oblałam ulubioną wariacją polewy czekoladowej: 
  • 3 czubate łyżki masła orzechowego
  • 2 czubate łyżki kakao
  • 2 łyżki oleju kokosowego
  • 3 łyżki miodu/ innego słodzidła
  • cynamon, szczypta chili
Wszystkie składniki roztapiam w kąpieli wodnej do uzyskania jedwabistej konsystencji. Zostawiam na kilka minut do przestygnięcia, następnie wylewam na wierzch ciasta.

 Wszystkim łakomczuszkom życzę smacznego!

2 maja 2014

Snickers. Na duży głód.


Głodny nie jesteś sobą.
Dlatego dziś, aby nie pozwolić sobie na zmianę w dzikie zwierzę, unowocześniona wersja home-made snickers, dla wszystkich głodomorów, smakoszy i batonożerców.
Wersja "pimp my snickers' bar", 100% home-made, 100% safety, że nie napycha się tworami spożywczopodobnymi. Bezpieczna dla brzuszka i własnego sumienia. 
Chwila słodkiego, karmelowego zapomnienia.

Głodny nie jesteś sobą. Dobrze jest o tym pamiętać, by nie pozwolić sobie na zaćmienie zdrowego rozsądku. Nie pozwólmy na to, by stać się dzikim zwierzem. 





  • szklanka płatków owsianych (polecam płatków bezglutenowych)
  • szklanka mąki kokosowej/zmielonych na drobno wiórków kokosowych
  • szklanka suszonych, niesiarkowanych moreli
  • 1/2 lub 3/4 szklanki miodu/syropu klonowego/agawy...
  •  olej kokosowy - 3, 4 czubate łyżki
  • szczodry chlust mleka kokosowego
  • 3/4 szklanki masła orzechowego (bez dodatków, najlepiej domowego)
  • 3 łyżki kakao
  • cynamon, szczypta soli morskiej
Morele namoczyć w mleku kokosowym przynajmniej przez dwie godziny. W tym czasie przygotować spód.
Zmielić na mąkę płatki owsiane, zmieszać z mąką kokosową, 3-4 łyżkami słodu i cynamonem, wyrobić na elastyczną masę, wyłożyć na dno foremki, porządnie uklepać i odstawić.

Pora na masę karmelową:
morele zmiksować wraz z mlekiem, w którym się moczyły. Dodać łyżkę oleju kokosowego, szczyptę soli i 2 łyżki masła orzechowego. Wyłożyć na spód.

Polewa:
olej kokosowy roztopić w kąpieli wodnej, dodać chlust mleka kokosowego, kakao oraz pozostałą część masła orzechowego i słodu, trzymać na niewielkim ogniu do momentu połączenia składników i uzyskania jednolitej konsystencji. Wylać na masę karmelową, oprószyć cynamonem i szczyptą soli. 
Całość odstawić do lodówki, najlepiej na całą noc. 
Pokroić i podawać w formie batoników.

A potem można głęboko odetchnąć, wybrać się na przejażdżkę rowerową i szaleć po leśnych dróżkach. A jak już szaleć, to na całego i do woli - bo przecież po powrocie do domu głód już nie straszny i zupełnie nikomu nie grozi!

1 maja 2014

Brzydko, ale smacznie.

Eksperyment surówkowy (sałatkowy?) uważam za udany. 
Marynowane pieczarki stały się moją nową miłością kulinarną.

Jest brzydko. Ale smacznie. Wszystkim nadmiernym estetom polecam jeść z zamkniętymi oczami. 
Jak na Królika przystało, ja nie wybrzydzam i zajadam się powstałym tworem ze smakiem, odkrywając nowe połączenia i zachwycając się strukturą chrupkiego brokuła. Brokuł pierwszy raz na surowo! Bardzo pozytywne zaskoczenie.

Po długich przygotowaniach, eksperyment "sezon wiosenny na surowo" uważam za otwarty! Start: 30 maja. Czas trwania: do odwołania. 

Poziom ekscytacji: ponad normę. Stres: nie wykryto. Zdecydowanie: 100 procent. 

Na koniec mogę rzec tylko dwa słowa. Do dzieła!


Sałatka Brzydal, z wiodącą rolą pana brokuła i pieczarami jako głównym gwoździem programu.
  • pieczarki (brązowe)
  • brokuł
  • pomidor
  • papryka
  • rzeżucha
Dressing:
  • sos sojowy (tamari)
  • woda
  • masło migdałowe (niesolone, nieprażone)
  • woda po kiszonych ogórkach
  • przyprawy: pieprz, sól himalajska
Pieczarki skroić w cienkie plasterki, brokuła posiekać drobno. Wymieszać w mieszance sosu sojowego i wody w proporcji 50:50 (proponuję łyżkę sosu i łyżkę wody), dobrze wymieszać, dodać szczyptę soli i pieprzu, zostawić na noc. 
Pomidora i paprykę pokroić na kawałki o preferowanej wielkości, sypnąć od serca rzeżuchą. Dodać odsączone z nadmiaru marynaty pieczarki i brokuła. Zająć się dressingiem.
Łyżkę masła migdałowego zmieszać z łyżką-dwiema marynaty po pieczarkach, dodać łyżkę-dwie wody po kiszonych ogórkach. Dla smaku można sypnąć odrobinkę soli i pieprzu, dobrze zmieszać do połączenia składników. 
Dokładnie wymieszać z warzywami. Szamać od razu.

Połączenie ostrego tamari, słodkich migdałów i kwaśnej wody po kiszonkach jest moim odkryciem kulinarnym roku 2014 i jestem z niego dumna.  Ta fuzja smaków podbiła moje serce i mogłabym codziennie zajadać się takim sosikiem. Nic dodać, nic ująć. Dobór składników może trochę dziwny, trochę specyficzny, ale spełnia moje kryteria smakowe. Pyszota. 
W dalszej kolejności będę eksperymentować z dressingiem musztardowym. Bo po 25 latach kapryszenia (och, to już ćwierć wieku ma się na karku!) nareszcie przekonałam się do musztardy i kusi mnie, by wziąć ją w obroty. Musztardo, nadchodzę!

Apel na dziś: gdy chcesz być piękny i gładki, jedz spore porcje sałatki. 

To tyle. I niech zielona moc będzie z wami!