30 lipca 2014

Going on an adventure!

Jak w tytule.
Żegnam się z Wami na okres dwóch miesięcy i udaję się w podróż życia. Zamierzam rzucić się w wir przygody i czerpać z otrzymanej szansy tyle, ile się da!
Królik rusza w świat. Blog podda się stanowi hibernacji, ale - mam taką nadzieję - ożyje tysiącem wspomnień i barw po moim powrocie.
Żegnam się ciepło i na odchodne mówię さようなら , do (nie)długiego zobaczenia!


Yay!

24 lipca 2014

Na każą kieszeń. Cudowny pan seler.

Ello, ello, najwyższy czas na notkę.
Coś tak banalnie prostego i oczywistego, że aż wstyd, ale najwyższa pora na odświeżenie bloga z zalegających warstw kurzu.
A więc dziś surówka goszcząca u mnie ostatnimi czasy prawie codziennie. O tyle praktyczna, że równie świetnie sprawdza się z marchewką. 
Niech w ten wakacyjny czas żyją posiłki, których przygotowanie ogranicza się do paru minut, a i koszt nie przekracza kilku złotych, niach niach!

Czego trza:
  • seler (korzeniowy, im większy tym lepszy!)
  • 3/4 szklanki rodzynek (niesiarkowanych!)
  • łyżka melasy/syropu klonowego/syropu z agawy (opcjonalnie w wersji niewegańskiej: miodu)
  • cynamon, imbir
  • opcjonalnie: łyżeczka sosu sojowego
  • łyżeczka octu jabłkowego (lub zamiennie sok z cytryny)
Seler zetrzeć na grubych oczkach. Rodzynki zalać wodą (najlepiej z nadwyżką, bo rodzynki spuchną), minimum na 20-30 minut. Do rodzynek dodać melasę, ocet jabłkowy i sos sojowy, wymieszać do rozpuszczenia w wodzie. Seler obsypać cynamonem i imbirem, dorzucić rodzynki (razem z doprawioną wodą!), dobrze wymieszać i zostawić do przegryzienia choćby i na 10 minut. Im dłużej tym lepiej - seler przyjemnie zmięknie i przesiąknie aromatem rodzynkowej zalewy. 
A później szamać i rozkoszować się tym, że takie to proste, a takie dobre.

Zamiast selera równie świetnie sprawdzi się marchewka, szczególnie słodka odmiana.

18 lipca 2014

Coconut (non caffein) coffee!

Wakacje mnie dosłownie zassały. 
Próbuję rożnych ręcznie kleconych eliksirów, domowych mazideł i innych takich, o czym postaram się naskrobać słów parę.

Odkrycie lipca: bieganie. Rzecz niesamowita, że taki anty-biegacz jak stwierdził, że ot, jednak zmieniam zdanie, biegać lubię. Czyli wielka przygoda trwa w najlepsze.

Tymczasem czas na kawę. Haha, skucha, bo to kawa-nie-kawa. Ale bardzo smaczna. Na zimno, mrożona, nieważne, grunt, że orzeźwia.

Przygotowania do wielkiej podróży marzeń - odliczanie czas zacząć. Do rozpoczęcia: 12 dni!

  • puszka schłodzonego mleka kokosowego
  • 3 łyżki cykorii
  • pół litra wody
  • cynamon, imbir
  • syrop z agawy/syrop klonowy/melasa/miód (w opcji niewegańkiej)
  • kostki lodu
  • opcjonalnie: plaster ananasa
Cykorię zalać wodą. Dodać słodzidła wedle własnych preferencji. Nie żałować cynamonu i imbiru. Wymieszać ze śmietanką kokosową (ścięte mleko kokosowe), rozlać do 2, 3 naczyń. Wierzch przyozdobić pozostałą warstwą śmietanki. Wrzucić po kilka kostek lodu do każdej ze szklanek. Opcjonalnie można wkroić kawałki ananasa.

I voila. Bezkofeinową kawę podano!

10 lipca 2014

COCOA. Jagody inkaskie w surowej czekoladzie.

Recenzja kolejnego smakołyku, jagód inkaskich w surowej czekoladzie. Z góry informuję, że dzisiejszy wpis nie jest sponsorowany (czuję się dość idiotycznie, wspominając o tym), a jedynie chęcią podzielenia się własnymi, osobistymi wrażeniami.

Zdjęcie pochodzi ze strony producenta.

Nie ukrywam, że jestem wielką miłośniczką łakoci marki COCOA chociażby z tego względu, że spełniają moje oczekiwania względem słodyczy dostępnych w sklepach - mają czysty, naturalny skład pozbawiony produktów, których nazwy nawet nie jestem w stanie wymówić/rozszyfrować, po drugie - lista składników zazwyczaj mieści się w dwóch linijkach. Dla mnie to ogromny plus. Ale nie przedłużając zbytnio, przechodzę do sedna - wrażeń wizualnych i smakowych.

Opakowanie jest skromne, ale estetyczne i eleganckie - przez to świetnie sprawdza się jako prezent. Łatwe w otwarciu, w środku skrywa gigantyczne (!) kule - jagody inkaskie pokryte grubą warstwą czekolady.

Jagody inkaskie w czekoladzie w pełnej odsłonie.

Czekolada jest przyjemnie chrupka, łamiąca się z trzaskiem. Delikatna, nieprzesadnie słodka - raczej wytrawna. Rozpływa się w ustach dopiero po dłuższej chwili. Głęboką słodycz przełamuje kwaskowy posmak suszonych jagód, lepkich i miękkich - ich faktura nie ma nic wspólnego z twardym, miałkim suszem, jaki można czasem napotkać w produktach czekoladowych.

Jak dla mnie, jagody inkaskie w czekoladzie rewelacyjnie sprawdziły się jako przekąska po wycieczce rowerowej albo doładowanie energetyczne w jej trakcie. Zaspokajają zapotrzebowanie na słodycze w czasie, gdy odczuwa się chwilowy spadek formy lub zmęczenia. Ich zaletą jest to, że czekolada nie jest topliwa, dzięki czemu bez obaw można zaopatrzyć się w nie jako prowiant na wyskok (rowerem). Ale żeby nie było, że piszę tylko i wyłącznie z perspektywy zapalonego amatora kolarstwa - jagody inkaskie w czekoladzie to dobre rozwiązanie dla każdego, kto od słodyczy oczekuje nie tylko dobrego smaku i rozkoszy podniebienia, ale także prostego, pozbawionego nieprzyjemnych niespodzianek składu. Szczególnie polecam tym osobom, które przepadają za tymi czekoladami, w których nad delikatnym smakiem przeważa głęboki aromat kakao, komponujący się z kwaskowym, wnoszącym nutkę orzeźwienia, posmakiem owoców.

Skład: organiczne masło kakaowe (RAW), organiczne surowe kakao (RAW), nieprzetworzony cukier palmowy, suszone jagody inkaskie (RAW), sól himalajska, pieprz i wanilia.

5 lipca 2014

Raspberry chocolate smoothie.

Dziś natknęłam się na dwa małe zajączki, które przebiegły mi drogę. 
A potem mijał mnie sympatyczny rowerzysta, pozdrawiając mnie i gratulując tempa. 
I właśnie za takie chwile uwielbiam szusowanie rowerem.

  • 8 bananów
  • szklanka malin
  • główka sałaty
  • dwie duże garście szpinaku
  • płaska łyżeczka cynamonu
  • po czubatej łyżeczce karobu, (surowego) kakao; opcjonalnie: białka konopnego, spiruliny, młodego jęczmienia
Wszystkie składniki zmiksować na gładko. Dla gęściejszej konsystencji, dobrze jest zmrozić banany przez około 2-3 godziny. Zajadać od razu po przygotowaniu.

Nareszcie nadeszło długo oczekiwane, gorące lato. Oby jak najwięcej takich dni jak dzisiejszy!

4 lipca 2014

Trochę inna pasta curry...

...bo z soczewicy.
Świetnie sprawdza się jako dodatek do pieczonych ziemniaków, warzywnych frytek albo jako baza do paprykarza!

Eksperyment uważam za udany. 
Sprawdzona metoda na szybki i łatwy w przygotowaniu obiad. 

  • 4 cebule (użyłam szczypiorkowych)
  • 2 łyżki oleju (rzepakowego)
  • szklanka czerwonej soczewicy
  • łyżka sosu sojowego
  • łyżka octu jabłkowego
  • łyżka koncentratu pomidorowego/przecieru pomidorowego
  • przyprawy: sól ziołowa, pieprz ziołowy, suszona cebula i czosnek, curry, szczypta kurkumy, czerwona papryka słodka, chili, kozieradka, lubczyk
  • opcjonalnie: pół łyżeczki zielonej pasty curry
Pokroić drobno cebulę, zeszklić na oleju z odrobiną soli i pieprzu. Wsypać soczewicę, zalać 2 - 2.5 szklankami gorącej wody, gotować do miękkości. Dodać przyprawy, koncentrat/przecier. Gdy soczewica będzie gotowa, zostawić do przestygnięcia; wlać sos sojowy i ocet, zmiksować na gładko. Dobrze komponuje się z posiekanym drobno szczypiorkiem/pietruszką.
Podawać jako pastę do podpłomyków, ziemniaków albo pieczonych warzyw. Sprawdza się także jako pasta na tosty lub baza do paprykarza - w ostatnim przypadku wystarczy wymieszać pastę z ugotowaną kaszą jaglaną :)

Tymczasem ja wracam do dzbanka smoothie i przygotowuję się na wyskok rowerem. Póki pogoda dopisuje.

2 lipca 2014

Sweet cherries smoothie.

Jedna z najlepszych kombinacji. 
Śmiem nawet twierdzić, że ostatnimi czasy, to moja ulubiona. 
Zielony kolor wodzi za nos, bo dzisiejsze smoothie jest bardzo czekoladowe!

  • 6-8 dojrzałych, lekko zmrożonych bananów
  • główka sałaty
  • 150g szpinaku
  • kubek wypestkowanych czereśni
  • czubata łyżeczka kakao (surowego)
  • czubata łyżeczka karobu
  • cynamon
  • opcjonalnie: łyżeczka zielonego jęczmienia/spiruliny/białka konopnego
Wszystko zmiksować na gładko. Pałaszować od razu.

Dobrego i owocnego dnia. Dosłownie i w przenośni.