Kuchnia raw coraz bardziej mnie inspiruje. Zaczynam w coraz większym stopniu ulegać czarowi jej prostoty, bazującej na czystości nieprzekształconych, w pełni naturalnych smaków. Odkrywam coraz większą radość w poszukiwaniu co rusz nowych połączeń i zaskakujących kombinacji. Eksperymentowanie z nieprzetworzonym surowcem rozpala we mnie ukryte pokłady energii i wprawia w stan ekscytacji. Za każdym razem, gdy sięgam po dany produkt, zastanawiam się, w jaki sposób mogę go wykorzystać tak, by zachować jego stan pierwotny? Być może zabrzmi to śmiesznie, ale dzięki czerpaniu inspiracji z raw food
czuję, że moja kuchnia rozwija się coraz bardziej, a ja sama przeistaczam się w osobę twórczą. Nie jestem jedynie technicznym wykonawcą czynności, ale twórcą. Nie czuję ograniczeń, wręcz przeciwnie - oto otwiera się przede mną złożony, obfitujący w naturalne bogactwa świat natury. A ja jestem jego częścią, w jego centrum, a nie daleko, poza nim. A im bardziej sobie to uświadamiam, tym bardziej odczuwam radość ze wszystkiego, co mnie otacza. Zaczynam rozumieć, że mniej znaczy więcej, i tym sposobem prostota praktykowana w kuchni zaczyna przenosić się na inne dziedziny życia. Mniej, znaczy więcej, i już.
Prezentacja musi być.
I ze zbliżeniem na zawartość.
- płat nori
- pół szklanki niepalonej kaszy gryczanej
- sałata
- szklanka kiełków fasoli mung
- papryka
- ogórek
- biała rzodkiew
- szczypiorek
- pół dojrzałego awokado
- kurkuma, pieprz, sól, papryka, lubczyk, kozieradka, czubryca
Kaszę moczymy minimum przez 6 godzin (najlepiej zostawić na noc). Odcedzić i przepłukać pod bieżącą wodą. Awokado zblendować, połączyć z kaszą i przyprawami. Masę wyłożyć na arkusz nori, uklepać i wyrównać do boków. Wyłożyć kilkoma liśćmi sałaty, na wierzchu ułożyć kiełki wraz ze skrojonymi w cienkie paski warzywami. Posypać dodatkowo kurkumą i czubrycą. Płat nori zwinąć w rulon, końce delikatnie zwilżyć wodą i skleić. Uformować na kształt walca, przekroić na dwie lub więcej części. Sushi podano!
Pokochałam kiełki! W ramach eksperymentów nabyłam opakowanie fasolki mung, z myślą o jej skiełkowaniu. Bez bicia przyznaję się, że początkowo miałam obawy, czy cokolwiek z tego wyjdzie. Ale gdy już coś sobie postanowię, muszę to poddać realizacji, by przynajmniej móc sobie powiedzieć - próbowałam. Tym samym rozpoczęłam domową produkcję kiełków, która w chwili obecnej wrze u mnie pełną parą. Jak tylko skiełkuję jedną porcję, natychmiast przygotowują kolejną. Kiełki są super, poświadczam to ja i mój ucieszony brzuszek. Cenię je sobie za chrupkość i orzeźwienie, nie wspominając nawet o genialnej prostocie ich smaku! Soczystość skiełkowanych ziarenek, nieznacznie oprószonych solą podbiła moje kubki smakowe i po raz kolejny dała dowód na to, że minimalizm w kuchni jest najlepszą drogą na odkrycie w pełni jej bogactw.
Czy próbował ktokolwiek kiedykolwiek skiełkować fasolkę azuki? Z fasolką mung jestem za pan brat, ale rzecz ma się zupełnie istotnej z tym małym uparciuchem...Będę wdzięczna za jakiekolwiek wskazówki i rady!
mi adzuki nigdy nie wzeszlo,
OdpowiedzUsuńkupowane w tej samej firmie, co mung