Lubię proste śniadania.Takie, przy których mogę się zrelaksować, ale które jednocześnie będą całkowitą rozpustą dla moich kubków smakowych. Co jak co, ale od rana należy im się swoiste power-bomb!
Dlatego niedługo po otwarciu oczu u-w-i-e-l-b-i-a-m zapychać się słodkościami. Lubię, kiedy rozpływająca się słodycz przyjemnie, ale zdecydowanie potrząśnie mój mózg za rękę i powie mu - hej, stary, pora wziąć się do pracy! Lubię dawać samej sobie takiego mobilizacyjnego gastro-kopa. Lubię rozkoszować się porankami i dawać sobie do wiwatu, a słodkość jest dla mnie najlepszym sposobem świętowania nowego dnia.
Myśląc o maśle orzechowym, aż chce się powiedzieć - ile można? Wszędzie masło orzechowe. Ilość postów na temat tej niepozornej mazi przybierającej różnorodne konsystencje potrafi doprowadzić do szaleństwa. I ja, odpowiadając na stawiane pytanie - are you nuts?! - w pełni świadomie odpowiadam - yes, I AM!
Prostota pełną gębą.
Chrupkość ciepłego chleba. Zapach przypieczonej skórki. Słodycz karmelu. Szczypta soli. Jestem w raju.
Przygotowanie tak banalne, że aż wstyd pisać.
Czego potrzeba, aby gębucha śmiała się od rana:
Chleb. Najlepiej stostowany. Przyjemnie chrupiący i ciepły.
Home-made nutella (w moim przypadku masło orzechowe, 100% orzechowe rzecz jasna, karob i melasa karobowa, kapka oleju lnianego, szczypta soli)
rzeżucha (bo lubię się z zielenią z wzajemnością)
I voila!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz