Z niecierpliwością oczekuję promyków słońca. Z lubością wspominam ciepły podmuch słońca i szusowanie rozpędzonym rowerem po polnych dróżkach.
Wczoraj drogę na uczelnię umilił mi ptasi śpiew. Zwiastował wiosnę. A może to tylko moje pragnienie, by rzeczywiście tak było. A choć jeszcze bardzo daleko, czekam na nią, tupiąc nogami.
W oczekiwaniu na eksplozję kwiatów, ptasi świergot co rano i błękit nad głową, stawiam na kolor i zabawę strukturami. Przywołuję wiosnę znad talerza, tudzież kubka. Popędzam ją i pośpieszam iście wybuchowo, nie wahając się sięgnąć po ciężki arsenał. Uważaj zimo, oto odbezpieczam granat!
Budyń po raz drugi.
- mango
- połówka awokado
- natka pietruszki
- dwie szklanki roszponki
- półówka granatu
- cynamon, świeży imbir
- pełna łyżeczka karobu (lub kakao)
- opcjonalnie: łyżeczka maca, łyżeczka spiruliny
Wszystkie składniki, prócz granatu, blenduję na aksamitny krem*. Gotowe. Budyń mieszam z pestkami granatu i umilam sobie czas śniadania ich soczystością i chrupkością.
A potem okrywam się szczelnie grubym szalem i pędzę na autobus.
*słodycz budyniu gwarantuje tylko i wyłącznie dojrzałość owoców. Konsystencja kremu jest jedwabista, delikatna; by uzyskać budyń gęstszy, bardziej "zbity", warto chociaż przez godzinę zmrozić skrojone w niewielkie kawałki mango.
Witaj, na moim blogu veganisminprogress.blogspot.com nominowałam Cię do nagrody Liebster Award. Jest to swoistego rodzaju łańcuszek. Jeśli nie lubisz takich zabaw, to bardzo przepraszam. Ale może będziesz miała/miał ochotę odpowiedzieć na klika pytań i pomóc w promowaniu wegańskich blogów. Pozdrawiam. Klaudyna
OdpowiedzUsuń