6 kwietnia 2014

Ulubione, czekoladowe. Choć zielone.

- O nie, ile tu pestek! Ile daktyli zjada ta małpa!
- Hej, jeśli już małpa, to przynajmniej Czita! Albo lepiej Kiki! Ale nie nazywajcie mnie małpą!

Nie ukrywam swej natury i nie chowam jej pod dywan.
Tak, jestem bananożercą i dobrze mi z tym.
Zjadam niebotyczne ilości bananów, wcinam pęczki pietruchy i porywam daktyle z lodówki.

Dziś (i nie tylko dziś) rozpiera mnie energia. Motywacja wzbiera na kształt fali i raz po raz uderza natłokiem pomysłów o brzegi parującej od myśli głowy. 

Wszędzie wokoło już prawie sama zieleń! 

Tymczasem, pełna mocy i energii, dzielę się swoją ulubioną wersją smoothie. Słodkiego, mocno czekoladowego, choć - absurdalnie - na wskroś zielonego.

Lubię zieleń z wzajemnością. Dziś trochę o efektach tej obopólnej miłości.

..a ulubione smoothie, to tylko w ulubionym kubku <3

  • 6 dużych, dojrzałych, zmrożonych przez 2 godziny bananów
  • 8 świeżych, namoczonych w niewielkiej ilości wody daktyli (lub 10 suszonych, uprzednio namoczonych)
  • 300 g szpinaku
  • 2 obfite pęczki pietruszki
  • pełna łyżka karobu
  • łyżeczka kakao 
  • łyżeczka ekstraktu z suszonych śliwek (lub odpowiednio 4 namoczone suszone śliwki)
  • cynamon
  • łycha spiruliny
Wszystko zmiksować do uzyskania gładkiej konsystencji. Szamać od razu.

Choć zdarzają mi się jeszcze wpadki, to staram się na dzień dzisiejszy trzymać zasady 70-80% surowizny w ciągu dnia. Postanowienie spędzenia wakacji na surowiźnie nie jest wymyślnym kaprysem, ale przede wszystkim próbą. Bo podjęta przeze mnie decyzja nie sprowadza się jedynie do sfery żywieniowej. To nie tylko kwestia stylu odżywiania się. Owszem, chcę zmierzyć się z pewnymi problemami zdrowotnymi, ale przede wszystkim ćwiczyć się w wyrzeczeniach. Bo z dnia na dzień, dzięki wsparciu ważnych dla mnie osób, uświadamiam sobie, jak ważną rolę pełni w ludzkim życiu właśnie pragnienie prostoty, skromności i umiarkowania. Jak istotny, nie tylko dla mnie jako jednostki, ale także dla mojego otoczenia,jest mój styl życia, zachowanie, nastawienie. Bo to, w jaki sposób JA postępuje, wpływa na to, jak ktoś postępuje ktoś będący obok. 
Coraz wyraźniej dostrzegam pewne zmiany. W sobie i w swoim otoczeniu. 
Gdy zaczynam częściej się uśmiechać, inni też zaczynają częściej się uśmiechać.
Gdy przestaję fukać pod nosem i unosić się dumą, inni też przestają to robić.
Gdy potrafię śmiać się z siebie i odrzucać złość, inni też potrafią się na to zdobyć.

Wybór jest prosty. Albo, albo, nie ma nic pośrodku. Chcę podejmować się wyrzeczeń, by umacniać zarówno siebie, jak i ludzi wokół. Chcę być dla kogoś, a nie dla samej siebie. Chcę się uśmiechać dzień po dniu, nie odwracać się za siebie i zło dobrem zwyciężać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz