17 grudnia 2013

Piernik przekombinowany, czyli kombinuj dziewczyno!

W moim domu zaszły wielkie zmiany!
 Samotny dotychczas na placu boju, ostatni pośród domowników mięsożerca, opuścił swój bastion - Tatul postanowił, że rezygnuje ze spożywania pokarmów mięsnych i wespół z resztą rodzinki będzie wcinać kiełki.
Nie muszę mówić, ile przyniosło mi to radości. Tatko ciągle uparcie deklarował, że bycie jaroszem to nie jego bajka, wciąż powtarzając, że siła i krzepa drzemie w kawałku mięsiwa na talerzu. Swoją decyzją, którą podjął z dnia na dzień, zaskoczył nie tylko nas, ale także i siebie. Choć od jego postanowienia minęło około miesiąca, zdarzają się chwile, gdy Tatko wspomina jeszcze z błogim sentymentem te mięsne frykasy, za którymi tak bardzo przepadał. Na szczęście, wspominki te zbywa ze śmiechem, sięgając po kolejną porcję słonecznikowego pasztetu, w którym bardzo zasmakował.

Odkładając jednak te na pół-żartem, pół-serio dywagacje na bok muszę przyznać, że decyzja Taty napełniła mnie niesamowitą dumą. Nie dlatego, że Tatko zmienił nawyki żywieniowe i przeszedł na wegetarianizm. Mam ku temu zupełnie inne powody - jestem świadoma, że ta zmiana przyniosła Tatulowi wiele trudu i kosztowała go wiele wysiłku i poświęcenia. Niosła ona za sobą olbrzymie wyrzeczenie, któremu Tato się nie poddał, a wręcz przeciwnie - nie tylko, że mu sprostał, to jeszcze przeskoczył nas wszystkich. Bo choć każdy z nas w domu, oprócz Taty, już od dłuższego czasu wciela w życie roślinny sposób odżywiania, to w naszym przypadku decyzja ta przyszła z łatwością i pełnym przekonaniem. Jeżeli natomiast chodzi o Tatę, to nie tylko wyrzekł się tego, co przynosiło mu sporo radości i zaspokajało jego smaki, ale wyrzekł się tego z dnia na dzień, w porywie serca. I dzielnie trwa przy swoim postanowieniu.

Dlatego - w akcie zupełnej spontaniczności - chciałam zrobić Tacie słodką niespodziankę. Bo Tatko, podobnie jak ja, ma słodki ząb i lubi słodkości. A że jest tradycjonalistą, tym razem postawiłam na coś tradycyjnego. W końcu słodka niespodzianka miała trafić w gusta Taty, nie moje. Dlatego w dzisiejszym przepisie brak jest orzechowych mas, owsianych zlepków i surowych smakołyków, które z uporem maniaka przygotowuję. Dziś przepis, w którym znajduje się absolutnie wszystko, co zazwyczaj ląduje w cieście - począwszy od masła, przez mleko, na jajkach zakończywszy. Bo jak tradycyjny piernik, to tylko taki z pełną gębą.

Inspiracji na piernik dostarczył mi ten przepis: Lepki piernik Nigelli Nie byłabym sobą, gdybym im tak czegoś nie zmieniła i nie zmodyfikowała, dlatego w moim przypadku wypiek piernika był jednym wielkim eksperymentem. 
Moja wersja jest totalnie przekombinowana, ale najważniejsze, że udana. Tatko z piernika ucieszył się jak mały chłopiec, a dowodem jego radości (czy może raczej tego, że piernik trafił w jego gusta) był fakt, że za jednym zamachem spałaszował połowę porcji. Sam! Chęć dzielenia się radością przy wspólnym stole wzięła jednak górę i udało mi się uciszyć skrytego we mnie kulinarnego dyktatora, krytycznie odnoszącego się do rozpusty kulinarnej. Niech żyje uśmiech!



Składniki za oryginalnym przepisem na blogu Kuchenne fascynacje:

  • 150 g masła
  • 200 g golden syrup ( użyłam 190 g płynnego miodu )
  • 200 g melasy
  • 125 g ciemnego cukru muscovado ( u mine jasny demerara 75 g )
  • 2 łyżeczki drobno startego świeżego imbiru
  • 1 łyżeczka mielonego imbiru
  • 1 łyżeczka mielonego cynamonu
  • 1 łyżeczka mielonych goździków
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej rozpuszczonej w 2 łyżkach ciepłej wody
  • 250 ml pełnotłustego mleka
  • 2 jaja, rozkłócone
  • 300 g mąki ( użyłam tortowej, przesiałam )
Użyłam połowę podanych proporcji, zastępując cukier, golden syrup i melasę trzema pokaźnymi łyżkami miodu oraz masą rodzynkową: niecałą szklankę rodzynek namoczyłam do spęcznienia w wodzie wraz ze skórką pomarańczową (domowej produkcji), następnie zmiksowałam na gładką pulpę. Dodałam domowej przyprawy piernikowej - mieszanki pieprzu, ziela angielskiego, cynamonu, imbiru, kolendry, gałki muszkatołowej, anyżu i goździków. Mąkę pszenną zastąpiłam orkiszową o wadze 1850. 
Piernik piekłam w temperaturze 180 stopni przez niecałe 40 minut. Po wystygnięciu oblałam tradycyjną polewą (masło+kakao+miód). Wierzch ozdobiłam kilkoma jagodami goji, skruszonymi orzechami brazylijskimi i ciemnym kakao.

Choć sama od dawna nie jadam ciast z użyciem jajek i mleka, ten piernik przygotowywałam z największą przyjemnością. A jeszcze więcej przyjemności dał mi widok roześmianego Taty, w ogóle nie spodziewającego się piernikowej niespodzianki. Czy piernik był smaczny? Tak. A po czym to stwierdzam, skoro sama go nie spróbowałam? Najlepszym argumentem jest dla mnie uśmiech Taty. Tylko i wyłącznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz