4 października 2013

Miejsce, w którym czas się zatrzymał..

Są takie miejsca, w których czas nie odgrywa żadnej roli. W których płynie inaczej, wolniej, niespiesznie, zatrzymując się raz po raz. Są takie miejsca, w których nagromadzone przez lata troski opuszczają serce, miejsca, w których się młodnieje, ubywa lat. 
Wróciłam jednego z takich miejsc i czuję w sobie moc. Tętnię energią i wewnętrzną, niepohamowaną radością, którą chcę się dzielić i przelewać. I to nie dlatego, że otrzymałam solidną dawkę słońca, że obcowałam z niedostępną na co dzień egzotyką, że otaczał mnie ogrom barw. Wypełnia mnie radość i błogość, bo byłam w miejscu, w którym doznaje się oczyszczenia. Mówiąc inaczej, przeprowadziłam kosmetykę duszy. I zwłaszcza teraz, po upływie czasu dostrzegam, jak bardzo była przybrudzona.

Wróciłam z Medugorje. Nie będę pisać o tym, ile dał mi ten wyjazd, bo nie sposób tego zrobić. Nie sposób opisać wszystkich tych przeżyć, które dane mi było doświadczyć. Nie sposób opisać wszystkich tych ludzi o otwartych sercach, ciepłych słów, serdecznych dłoni, bezinteresownego poświęcenia i chęci niesienia pomocy. Nie sposób opisać uczucia, gdy gołą stopą wspina się kamień po kamieniu na szczyt Krizevacu, gdy wpatruje się we wtopiony w rozgwieżdżone, nocne niebo ogromny, biały krzyż na szczycie tej góry, gdy mija się starszych ludzi, wspinających się na strome, kamieniste wzniesienie razem, trzymając się za rękę. Nie umiem opisać widoku matki, niosącej w nosidełku na plecach śpiące dziecko w drodze na Górę Objawień, zażyłości między dwójką staruszek odmawiających modlitwę przed drewnianym krucyfiksem, serdeczności straganiarki, goniącej za mną z ogromnym owocem granatu i wciskającej mi go w dłoń. Słowa są zbyt płaskie, by wyrazić wszystko, co widziało się oczami i co słyszało się uszami. To są rzeczy, które odebrać można tylko sercem.
To nie był mój pierwszy wyjazd w to miejsce. I mam nadzieję, że nie ostatni. Obym mogła jeszcze kiedyś stanąć na szczycie Krizevacu i powtórnie udać się tam nocą. Obym mogła po raz wtóry wejść na szlak Góry Objawień i badać wąski uliczki Dubrovnika. Obym jeszcze tam wróciła.

Kilka migawek ręką amatora:

Widok na porządku dziennym. Też chciałabym taki widok w ogródku, którego nie mam (zdjęcie nie mojego autorstwa)


Chciałam popływać razem z nimi, naprawdę.

Mury miejskie Dubrovnika, początek drogi.

Dość wstydliwy pan, który unikał obiektywu jak ognia. Ale mój upór okazał się silniejszy niż jego nieśmiałość.

 

Dubrovnik

Sjesta pełną gębą.



Winogrona najlepsze na świecie. Najsmaczniejsze prosto z krzaka.

Urzekł mnie swą innością.

Krizevac. Szczyt.




Korcula. 






Serpentynki.


A o tym, co ciekawego z kulinariów znalazłam, już wkrótce :)

2 komentarze:

  1. Czy ja tam widziałam krzaki daktylowe?!!!!Raj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, trudno mi powiedzieć, czy to daktylowiec ;) ale z całą pewnością zgadzam się, że jest tam jak w raju :)

      Usuń