1 lutego 2014

Twórczość niskobudżetowa.

Obiecałam dzielenie się na łamach swoją twórczością i słowa dotrzymuję.
Luty zaczynam więc od wpisu poświęconego twórczości niskobudżetowej (z cyklu - i Ty możesz zostać dekoratorem wnętrz, i to zupełnie za grosze).

Lubię się bawić materiałem i szukać inspiracji tam, gdzie teoretycznie nie sposób cokolwiek znaleźć. 
Dziś chcę pokazać objaw totalnie spontanicznej twórczości, której wybuch nastąpił dawien dawna, a którego efekt trwa do dziś i co rano przypomina o sobie, ilekroć otworzę oczy. I chociażby przez ten fakt robi się człowiekowi przyjemnie - bo ów akt twórczy trwa i trwa i upamiętnia szał tworzenia. 

Coś zupełnie prostego, banalnego, ale sprawiającego dużo radości, zabawy i satysfakcji. A do tego kosztuje grosze. Jeśli o mnie chodzi, nie potrzebowałabym więcej zachęty, aby spróbować.

Zatem do dzieła, dziś kolej na sentymentalne koniska w konwencji jesiennej.




Na składzie miałam dwie drewniane maty, takie najzwyklejsze, które stosuje się jako podkładki pod talerze. Do tego zostało mi sporo bibułkowego papieru, jaki szmat temu udało mi się dorwać w kwiaciarni do owijania gotowych bukietów. I to by było na tyle, jeśli chodzi o materiał potrzebny do skonstruowania bazy, go podstawowym surowcem są liście najrozmaitszych rozmiarów.
Kupa suszonych liści jest idealnym materiałem do plastycznego opracowania. Można je kruszyć, miąć, rwać, układać kolaże, a można też i wycinać w dowolne kształty. Uciekłam się do ostatniej opcji, starając się jak najwierniej zachować naturalny zarys liścia i wprowadzać jak najmniej ingerencji w jego kształt. Poszczególne fragmenty poukładałam w całość i przykleiłam do bibułkowego podłoża. Ozdobiłam starymi koralikami, ususzonymi kwiatami i innymi przybłąkanymi pierdółkami. Bibułkę przymocowałam do drewnianej maty silnie działającym klejem i zostawiłam do zastygnięcia, przygniatając jej powierzchnię chustą i ciężką książką. Gdy wszystko już się zaklei i trzyma się kupy, nie pozostaje nic innego, jak umieścić tak powstałą dekorację gdziekolwiek ma się ochotę, lub schować do szafy, jeżeli takiej ochoty się nie ma. Ja akurat zdecydowałam się wystawić owoc swych twórczych wysiłków na światło dzienne. Bo i dlaczego nie?

Nie zachęcam do wiernego naśladownictwa i kopiowania, bo susz liści widniejących na ścianie może nie odpowiadać czyimś gustom. Moim celem jest zupełnie co innego - chcę pokazać, że niewielkim nakładem można stworzyć coś całkiem efektownego. Własna twórczość i działalność plastyczna w ogóle nie tylko rozbudza niesamowite pokłady radości i satysfakcji, ale przede wszystkim rozwija wyobraźnię i wrażliwość na to, co nas otacza. Dobrze jest widzieć w naturze genialnego artystę, który dostarcza głównych inspiracji. Bo ona naprawdę może obudzić w nas natchnienie.

A więc nie bójcie się ludziska twórczości własnej! Do dzieła!


4 komentarze: