30 sierpnia 2013

Chocolate time! Domowa. Malinowa. Bezcukrowa.

Czas rozpocząć produkcję czekolady w warunkach domowych.

Można zapytać - po co? Przecież słodycze są wszędzie.
No właśnie.
Słodycze są wszędzie, na wyciągnięcie ręki. Gdzie nie spojrzeć, gdzie się nie obrócić, tam kuszą nas mnogością kolorów swych barwnych opakowań, wymyślnym repertuarem smaków, ekstrawaganckimi nazwami i udanymi hasłami, którym nie sposób się oprzeć.
Poczuj się jak w raju, rozpłyń się w aksamitnej piance, zasmakuj w moim wnętrzu, daj się ponieść niebiańskim smakom...Faktycznie, zdawać by się mogło, że już tylko chwila dzieli człowieka od pragnienia zatopienia się w chwili błogiego zapomnienia. Albo raczej słodyczowego szaleństwa.

Nie ma się co oszukiwać, bez słodyczy ani rusz. Są takie chwile, gdy bezwiednie sięga się "po coś słodkiego". Bo jest się zmęczonym, bo spadek cukru, bo nie taki nastrój, bo tak...No dobrze, ale co jeśli staje się okoniem i mówi się nie wszystkim tym wdzięczącym się na sklepowych półkach kolorowym panienkom? Jeśli bajecznie barwne opakowania (niczym upierzenie rajskiego ptaka!) nie są w stanie oczarować oka? Jeśli po prostu pozostaje się w zupełnej opozycji, a może raczej ignorancji wobec wysypu słodyczy, zalewających zewsząd człowieka? Bo przecież niemożliwością wydaje się nie jeść słodyczy, tak w ogóle. 
Jak możesz nie jeść słodyczy, słyszę często. To co ty jesz? W pierwszej kolejności zaproponuję: owoc, pyszny, miękki i soczysty owoc. I na reakcję zazwyczaj nie czekam długo - no bo jak to, owoc jako coś słodkiego? 
Ciężka sprawa, myślę sobie, skoro owoce z góry neguje się jako możliwy substytut czegoś słodkiego. Bo przecież powinno być na odwrót, to słodycz powinna być uboższym zastępnikiem owocu. O ludzkości, gdzie zabłądziłaś?
Ale dość już tych smętnych wynurzeń. Są tacy, którzy po prostu nie lubią owoców. Są tacy, którzy mają inne wyczucie smaku i owoce nie spełniają ich oczekiwań względem tego, co określa się mianem słodkości.
I ja lubię słodycze. I wcinam ich całkiem sporo. I tak, choć nie spożywam cukru i (w związki z tym) sklepowym słodyczom powiedziałam żegnaj, to od słodyczy nie stronię. Lubię objadać się czekoladą. Bo wbrew pozorom, czekolada nie stanowi dla mnie tabu. Nie jest zakazanym owocem, po którego nie mogę sięgnąć. Jak to możliwe? To proste, wystarczy zrobić ją samodzielnie.

Czekolada to być może za dużo powiedziane, chcąc określić wytwór, który w swoim składzie nie ma masła kakaowego. Ale określenie - "substytut czekolady" brzmi niewdzięcznie i topornie i nie przeszedłby mi przez gardło. Niech stanie na tym, że to moja wersja czekolady. Eksperyment i własne dzieło, jeszcze pełne niedociągnięć i błędów, które trzeba skorygować. To tak na wszelki wypadek, aby nie wzbudzić fałszywych nadziei i wygórowanych oczekiwań.

Panie i Panowie, przed Państwem domowa czekolada. Malinowa, bezcukrowa. Delikatnie chropowata, o głęboko gorzko-kwaskowatym smaku. Wykwintna i dojrzała. Jak emerytowana gwiazda Hollywood.




Czekolada, vol. I.

Składniki:
  • 1/3 szklanki malin (+ maliny do przyozdobienia)
  • 3 łyżki oleju kokosowego
  • 3 łyżki kakao 
  • 3 łyżki wiórków kokosowych (użyłam wytłoczyn miąższu kokosa, po spożytkowaniu go w produkcji mleka kokosowego i podsuszeniu)
  • cynamon
  • kilka kropel soku z cytryny (opcjonalnie)
  • 5-6 łyżeczek wyciągu ze stewii
Wszystkie składniki rozciapałam widelcem i otwarcie przyznaję, że to był błąd. Rozsądniej byłoby je zmiksować na aksamitną masę - po zastygnięciu czuło się drobinki malin i kokosowych wiórek. Masę wyłożyłam na foremkę i zostawiłam do stężenia na całą noc. Całość udekorowałam malinami.

Czekolada - mimo wszystko - ma dość miękką konsystencję i szybko topnieje poza lodówką. Ostrzegam, że jest mało słodka, dlatego dla zwolenników słodkości - zamiast stewii - polecam użyć innego słodzidła (w szczególności polecam daktyle :))
Pierwsza próba wyprodukowania własnej czekolady, choć nie zgarnęła całej puli, jeśli mówić o punktacji, to zdecydowanie zachęciła mnie do dalszych eksperymentów i odnalezienia tej jednej, jedynej formuły. W zanadrzu już przygotowuję się do kolejnej wersji - o czym już wkrótce :)

Niech czekoladowa moc będzie z wami!

2 komentarze:

  1. Czekolada wygląda obłędnie!!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję ;)to dla mnie wystarczający kop mobilizacyjny, by dalej eksperymentować i nie przestawać :)

      Usuń