31 sierpnia 2013

Słonecznikowe LOVE: pesto koperkowe!

Witam, nazywam się Królik i moim nałogiem jest nadmierne spożywanie słonecznika w każdej postaci.
Zapada cisza i wszyscy wokół kiwają ze zrozumieniem głowami, poklepując mnie pocieszająco po ramionach i dodając otuchy uśmiechem - witaj wśród nałogowych słonecznikożerców, Królik. Czuj się jak u siebie w domu.

Zapewne tak mógłby wyglądać scenariusz mojego żywota, gdyby chcieć przenieść go na filmowe realia. Tak, przyznaję się, jestem nałogowym słonecznikożercą. Słonecznikofilia skutecznie określa mój stan chorobowy, jakim jest przesadne objadanie się słonecznikiem. W swoich kuchennych szafkach skrzętnie chomikuję skiełkowane ziarnka, a domowe, "home-made" masło słonecznikowe jest stałym bywalcem zarezerwowanych przeze mnie kredensowych półek.

Masło słonecznikowe często jest gościem honorowym wszelkiego rodzaju potraw, które staram się z lepszym lub gorszym efektem uzdatniać do zjadliwości. A choć najchętniej wyjadałabym je wprost ze słoika, to mimo wszystko staram się je uszlachetniać przez eksperymentowanie z rozmaitymi dodatkami.

Czy na słodko, czy na wytrawnie - trudno powiedzieć, która wersja smakowa jest bliższa moim kubkom smakowym. Niemniej jednak, dzisiejszym faworytem jest zdecydowanie masło słonecznikowe w tej drugiej opcji. Uwaga, uwaga - czas na pesto!

Pełne smaku i pełne zieleni. Wypchane i ociekające zielenią do granic niemożliwości. I właśnie obecność zieleniny jest tu swego rodzaju ewenementem. 

Od zawsze nie lubiłam pietruszki. Jako dziecko miałam awersję do jakichkolwiek warzyw, do tych zielonych w szczególności (!). Jakiekolwiek próby, zachęty i nakazy, te w rodzaju - jedz sałatę! - skończyły się w chwili, gdy wszelkiego rodzaju ataki odparowałam stwierdzeniem, że to "króliki jedzą sałatę". Buńczuczność i ton mojej wypowiedzi raz na zawsze zamknęły dysputę nad tym, że powinnam jeść to, co zielone.

Na szczęście czas zrobił swoje i to, co kiedyś było dla mnie nie do przełknięcia, dziś jest nieodłącznym towarzyszem mego talerza. Dzień bez sałaty dniem straconym, a wraz z sałatą przyszła pora także na inne warzywa zielone. 

Niemniej jednak, pomimo całej mej miłości do zieleniny, pietruszka jest mi wstrętna i tyle. I to właśnie ona jest bohaterką dzisiejszego posta. Stanowi gwóźdź programu, jest gwiazdą. Uwaga, uwaga, oświecenie kulinarne - połącz to, czego nie lubisz, z tym, co uwielbiasz i zyskasz nowe walory smakowe (nie daję gwarancji, że ten sposób zawsze działa, ale w tym przypadku się sprawdziło!)

Zatem - pietruszka wkracza na salony. W tej postaci mogę pożerać ją całymi pęczkami (!). Dlaczego zatem - jak tytuł podaje - pesto zwie się koperkowe? Z czystej przekory, dlatego.

Pesto na wskroś zielone!


A tu tradycyjnie na kanapkach, choć to przecież nie jedyne zastosowanie!

Pesto potrójnie zielone:
  • pęczek pietruszki
  • pęczek koperku
  • rzeżucha - dwie, a jeszcze lepiej trzy spore garście
  • dwie czubate łychy masła słonecznikowego (takie z górką!)
  • olej lniany - 4 lub więcej łyżek, w zależności od konsystencji, jaką chcemy uzyskać
  • ulubione przyprawy - dodałam sól morską i pieprz, kurkumę, czosnek, kozieradkę, oregano i tymianek
Całą zieleninę miksuję, dolewając w międzyczasie po łyżce oleju. Dosypuję przypraw, wrzucam masło słonecznikowe i blenduję na gładką masę. Zostawiam na kilka godzin w lodówce do przegryzienia się smaków i już, ucztowanie czas zacząć :)

Inspiracji na zielone pesto dostarczyła mi M., najwspanialsza kura domowa pod słońcem, jaką znam! Dlatego dzisiejszy post dedykuję M. jako najlepszej gospodyni z koła gospodyń miejskich młodej generacji :D

4 komentarze:

  1. Koperkowe pesto, wow :D Ale jestem ciekawa smaku :D Pozdrawiam, gingerbreath.blox.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. polecam gorąco! podbicie kubków smakowych gwarantowane :) pozdrawiam również!

      Usuń
  2. Zawsze do usług ;)
    Może zasmakuje Ci moje nowe odkrycie- flat bread też z pietruszką! zapraszam

    M.

    OdpowiedzUsuń